sobota, 18 sierpnia 2012

49.6

Coś mnie ciągnie w tą drugą strone, odsuwa ode mnie myśli i postanowienia, które wczoraj przelałam na bloga.. Nie wiem co mam robić a zarazem wydaje mi się to takie jasne..!

"300 kcal i koniec, co Ty sobie wyobrazasz? Uważasz się za lepszą od innych, bo wazyłas kiedys 42..? A moze uważasz się za lepszą, bo waga znowu zeszła poniżej 50 kilo.? To tylko odwodnienie, po dzisiejszym przeczyszczaczu o 4 rano... Miałas nie brać. Ale jak jesteś słaba i zjadasz kinder czekoladke i chlebek chrupki z serem żółtym na kolacje to musisz pokutować..."

Tak muszę, wiem. O 4 rano weszłam na wage a tam 50.7 kg. Nie pomyślałam o tym, ze jestem przed okresem, dostałam paniki i od razu zrobiłam sobie Xenne z 3ech torebek.  Zapaliłam papierosa, nastawiłam pranie, nie mogłam zasnąć. Wiedziałam już, że mam przechlapane, zdrową diete szlag trafił...
Przebudziłam się o 9, waga zeszła do 50... Zasnęłam jeszcze na troche i obudził mnie ból brzucha, xenna zadziałala. Teraz waga 49.6 kg..
To jest chore, po co ja sie tyle razy waze, nie wiem..
Tyle dobrze, że wymiary zostają bez zmian... Centymetr nie skłamie i nie oszuka...
i teraz boję sie cokolwiek zjeść, bo nie zniosę znowu wagi powyżej 50...Może dzisiaj 300 kcal, nie zaszkodzi mi  jak raz zjem mniej, oczyszcze sie, mam jabłka, grejpfruta, pomarańcze, kefir, chlebek chrupki.. I brokuły. Także wszystko dietetyczne. Muszę pamiętac, ze to mi nie zaszkodzi, ze od takich produktów nie przytyje... Muszę pamiętac.. Dzisiaj mam w dodatku prace na południe, wiec spale troche kcal..
Idę się pouczyć.. Narazie tylko kawa i wafel ryżowy.

47cm<3 w udzie aktualne..
nie moge się doczekać..!

A Wam dziękuję z całego serduszka za dobre słowa.:*
To Wy jesteście największą motywacją.;)

A to zdjęcia z wakacji, jedno w stroju, tak jak obiecałam.:)



piątek, 17 sierpnia 2012

Nowe postanowienia

Waga bez zmian- 50 kilo, I tak się dziwie, że nie przytyłam, bo ostatnio przesadzam, nie wiem gdzie moja siła, gdzie moja determinacja. W środe byłam na wycieczce w Berlinie. Było super, pozwiedzałam, widziałam mur berliński, byłam w niemieckim hipermarkecie, gdzie było milion słodyczy. Kupiłam oczywiście nutelke, mambe, orzechy w czekoladzie.. I teraz podjadam.. Nie mogę się oprzeć.! Ale z drugiej strony nie opycham sie, waga nie rośnie, a ja nie mam poprostu ochoty się krzywdzić, głodzic, zabraniać sobie różnych rzeczy. Czuję się przez to poniekąd szczęsliwsza, okazując sobie więcej szacunku lepiej sie czuje..
Już nie karce siebie az tak bardzo za zjedzenie chrupkiego chlebka z nutelką, kiedys były wyzwiska: ty szmato, jestes nikim,, jestes słaba, a teraz tylko chwila zadumy: czy powinnam, czy nie przytyje..? Nie, nie przytyje, pod warunkiem, ze bede jesc z umiarem..!
I to jest moje nowe postanowienie. Zdrowe zycie..
Nie bede schodzic ponizej 800 kcal, ale bede sie duzo ruszac.. Musze zaczac znowu cwiczyc, to na pewno, bo czuje sie troche obwisła.. I koniec z przeczyszczaczami, które pije od 4ech dni.. To wszystko z wyrzutów sumienia, ale koniec z tym, brzuch mnie juz boli z tego senesu i to niezdrowe. Wiem, ze teraz przez tydzien nie bede mogła sie załatwic, bede miała wzdęcia, ale mam espumisan, jakos przezyje..:)Nie będę też wymiotowac, muszę przestac.! Czasami codziennie a na pewno 3 razy w tygodniu zwisam nad kibelkiem. To żałosne, ale rzecz w tym, że nie muszę się objeść, wystarczy, że zjem troszke wiecej zdrowego posiłku, np. ryż z warzywami i już mam wyrzuty sumienia... Ostatnio jak byliśmy z moim D. u moich rodziców oglądnąc zdjęcia z wakacji, mama zrobiła dla mnie wegetarianskie leczo. Pyszne, zajadałam nawet nie myśląc o kaloriach, cieszłam sie, że mamusia zrobiła dla mnie obiad..:) Potem była szarlotka, tez robiona przez mame i kawka..
I dopiero gdy poczułam, jak pełny mam brzuch naszły mnie wyrzuty sumienia, nie mogłam wytrzymac, bo czułam, ze to jedzenie zamienia sie w tłuszcz, już, własnie w tej chwili..! Wszyscy oglądali zdjęcia wakacyjne a ja wymiotowałam obok w łazience... Tragedia. Było mi smutno, bo czułam, że coś jest nie tak. Dla mnie to normalne, że czasem zwymiotuje, jak za duzo zjem, ale przeciez to nie jest normalne..! Nikt zdrowy psychicznie tak nie robi..!

Ogólnie, to mam w sobie pozytywna energie, motywacje, denerwuje mnie tylko brak czasu, pracuje po 6 dni w tygodniu i ciężko mi się wziąść za ćwiczenia, za nauke, własnie teraz gdy mam w sobie tą siłe by zaczac.! Chciałabym odwiedzić babcie, wczoraj o niej myślałam, ze jest taka kochana a ja jej w ogole nie odwiedzam..;( Troche sie zawsze boje, bo u babci jest duzo jedzenia, ale co tam, to moje postanowienie, nie przejmowac sie i żyć pełnią życia..! Nie muszę przeciez od razu zjadac pół kilo ciastek, jak takimi babcia mnie poczęstuje.. Muszę myśleć racjonalnie..

Przez to odchudzanie mam całe życie spieprzone, nie byłam nastolatką, byłam wrakiem człowieka, ciągle naćpana psychotropami, co chwile psychiatra, psycholog, indywidualne nauczanie, szpitale psychiatryczne, pocięte ręce, których teraz się niesamowicie wstydze..;(( az mi łzy poleciały, zrobiło się bardzo smutno. Myślę sobie- dlaczego mnie to spotkało, całe gimnazjum, całe liceum  przeszłam z obłedem w głowie, liczeniem kalorii, rozmyślaniem nad smiercią. I po co..? Co mi to dało..? Zostały tylko wspomniania, smutne, pełne cierpnienia..;(

Cały czas mi się wydaje, ze mam 17 lat, moze dlatego, ze własnie nastoletni wiek minął mi tak szybko i nie tak jak to sobie bym mogła wyobrazic. Teraz wiec musze to nadrobic. W grudniu koncze 21 lat, jestem jeszcze młoda, wszystko przede mną.! Nie mogę kolejnego okresu w moim życiu zmarnować na takie pierdoły..! Kogo to obchodzi, ze przytyłam pół kilo, i tak wszyscy w koło mówią, że jestem chudzielcem, wiec czym ja sie przejmuje..?
Po co te wszystkie sceny rozpaczy..?

I wiecie co.? Nawet podobam sie sobie. Ostatnio jak zaczełam mierzyc moje stare spodnie o rozmiarze xs, okazało sie, ze są na mnie dobre. W pracy codziennie widze kobiety, które mierzą spodnie 38, 36 i wydaja mi sie szczupłe. Ja mam 34 36 rozmiar. Wiec czym sie przejmuje..? Wiem, ze widzę co innego w lustrze, bo jestem chora, ale muszę z tym walczyć.!
Bardzo chcę się wyleczyć, wyjśc z tej obsesji.!!
Zdrowo dojsc do 46-47 kilo, ćwiczyc dla przyjemnosci a nie dla musu i cieszyć się zyciem..

Mam przeciez wszystko co potrzebne do szczęścia.. <3

Przepraszam za tak długą notke, ale siedziało to we mnie od jakiegos czasu...;*

wtorek, 14 sierpnia 2012

Wracając do rzeczywistości...

Wróciłam...
Było naprawdę super, pogoda w kratkę- czasami padało, czasami grzało słońce, ale to miało swoje plusy, bo w pochmurne dni dużo zwiedzaliśmy, co pomogło mi utrzymac wage mimo jedzenia bułek na śniadanie, pizzy i spaghetti na obiad... Tak, nie było sałatek. Wiedziałam, że tak bedzie, że się rozpuszczę na wakacjach.
Nad morzem byliśmy 4 dni, później jeden dzień w Bydgoszczy, dwa dni w Ciechocinku (u babci mojego chłopaka, która wciskała Nam tyle jedzenia,że aż miałam ciemno przed oczami..:/ ) i wycieczka do Torunia, gdzie musiałam skosztować Toruńskich pierników..
Tak w skrócie o wakacyjnym menu. Brzmi przerażająco jednak nie było aż tak źle na wadze. Jak wróciłam do domu po całonocnej podrózy pociągiem pierwsza rzeczą jaką zrobiłam było zważenie się. Równo 50 kilo, co daje 0,5 więcej. Jak na tydzień żarcia mogłam to zboleć.
Przespałam się troszke i  na popołudnie poszłam do pracy. Jeszcze pachniałam morzem, jeszcze czułam Ciechocińskie tężnie nasączone solanką.
Wspomnienie wakacji rozmyło się szybciej niz myślałam, już zapomniałam jak było, wróciła rzeczywistość.
Na szczęście mam kogoś, kto pozwala mi marzyc nawet w szarej rzeczywistości, daje nadzieje i radość. Nie pozwala upaść. Tylko w jednej kwestii jestem przy nim słaba- jedzenie. On to robi dla mojego dobra a ja przez to upadam. Choćby wczoraj wieczorem, piliśmy piwko do filmu, on zrobił sobie pizze cztery sery, przecież wie,że to moja ulubiona..
Nawet odkroił dla mnie specjalnie kawałek mini, mimo, że od samego poczatku, gdy pizza jeszcze lezała zamarznięta w sklepowej lodówce, zarzekałam się, że nie zjem. NIE ZJEM.,
Ale zjadłam. Ten mały kawałek.
Już nie będę lamentować, jaka to jestem gruba i słaba, bo wszyscy to widzą. Boję się przejść na restrykcyjna diete, chcę chudnąc, ale zdrowo. Ostatnie dwa dni pije przeczyszczacze, ale to w ramach detoxu..
Mam dużo nauki, muszę ćwiczyć- na to wszystko potrzebuje siły..! Muszę ułożyć sobie plan zdrowej diety, może 800 kcal..? Brzmi strasznie, dla mnie dieta to max 500,ale z drugiej strony, jak na 800 kcal będę chudnąc to czemu by nie..?
Ja naprawdę muszę sie uczyć..!
Abstrahując od diety, muszę pogadać z kierowniczką, żeby mi zmniejszyła ilość godzin, bo się nie wyrobie z materiałem do nauki. Nie chcę rzucac pracy, bo potrzebuje pare groszy na swoje wydatki, nie chcę, żeby chłopak mnie utrzymywał, chociaz i tak to robi, bo zarabia 3 razy więcej. Ale przynajmniej te 400 zł miesięcznie potrzebuje, tabletki hormonalne, soczewki (noszę zamiast okularów), jakies tabletki na odchudzanie, balsam, podkład, tusz.. To sa pierdoły, ale kosztują...
Mam nadzieje, że kierowniczka się zgodzi, jeśli bedzie taka koniecznośc- przejdę na zlecenia, trudno...
Pewnie się zastanawiacie skąd u mnie tyle samozaparcia jesli chodzi o naukę. Otóż- robie teraz Liceum zaoczne, bo mam 2 lata w plecy, rok  zawaliłam przez anoreksje a kolejny rok- bo wyjechałam mieszkać do Warszawy..:) I teraz chodzę do Liceum dla dorosłych. Mam ostatnią klase wiec za niecały rok matura.
Matura musi być na minimum 90% z rozszerzonego polskiego, bo MUSZĘ, po prostu MUSZĘ się dostać na dzienne studia. Filologia polska. To jest moje największe marzenia, większe niz pragnienie wagi 45.
Muszę się uczyć..

A tymczasem muszę zapalić i pomyślec, co zjem na obiad przed pracą, bo nawet nie jadłam śniadania jeszcze. Myślę, że to będzie ciemna kasza i kawałek brokuła, którego wczoraj kupiłam. I buraczki.. Do pracy mam jogurt 0%.
Idealnie.. A wieczorem po pracy jak zgłodnieje- jabłko.

Zostało mi 47 dni do wesela, niecałe 7 tygodni. 4 kilo w 7 tygodni nie stanowi problemu, pod warunkiem, że nie spier***e..

Myśle o Was i zawsze trzymam kciuki...:*
Udanego, chudego dnia.!

piątek, 3 sierpnia 2012

WaKaCjE..!

Kochane, po pierwsze dziękuję za wsparcie, nawet nie wiecie jak to pomaga, gdy rano na szybko przed pracą zaglądam na bloga a tu tyle miłych słów od Was, dziękuję.:)
aż nie chcę się jeść śniadania, nawet przed pracą..:)

Po drugie- wracam do siebie- waga 49.3, udo 50, czyli wszystko w normie..:)
 Po trzecie....
Mój Kochany zrobił mi niespodzianke. Wczoraj powiedział, że jedziemy nad morze..
Bardzo się cieszę, uwielbiam takie spontany..;D
Od razu pojechaliśmy na zakupy, wafle (to dla mnie :p ), zupki chińskie (bo nad morzem drogo), olejki do opalania, po opalaniu, balsam, maseczki, podróżny szampon i odżywka...i  strój kąpielowy.
To było najgorsze. Wzięłam do przymierzalni 3 modele, wybrałam najładniejszy w paseczki..:) może, jak będę miała odwage to wstawie jakieś zdjęcie w stroju z nad morza jak wróce..
Jedziemy dzisiaj o 0:50 w nocy.. Super.:) podróż pociągiem 10 godzin, ale mam nadzieje, ze będę spała, ewentualnie czytała Shape..:)
Pociąg tak późno, bo dzisiaj idę jeszcze ostatni raz do pracy przed urlopem. Mam na 13:30.
Chociaż rano myślałam zupełnie inaczej, wiecie co ja zrobiłam.? :) wstałam normalnie o 6:00 rano, nastawiłam pranie, by mieć czyste koszulki na podróż i poszłam do pracy na 8:00 otworzyć sklep. Już miałam myć podłoge, ale weszła kierowniczka i mały zonk..:) okazało się, że ja mam na popołudnie, hmmm, ale nic dziwnego, że mi się pomyliło, bo ciągle zmieniają mi grafik, nic nie można zaplanować..:/

Ale teraz mam tydzień urlopu i muszę wypocząć w 100%. Mam też nadzieje na 47.8 kg po urlopie, ale zobaczymy, wiecie jak to wakacje, troche luzu i juz człowiek sie gubi w diecie.. Postaram się, by do tego nie doszło, tylko grillowane warzywa i sałatki nadmorskie..:)
Dobrze, że nie jem mięsa i w tym ryb..

Jeszcze raz powtórzę, że się cieszę..:) Przepraszam, że nie skomentuje Was moje kochane, ale musze iść do pracy..
Odrobię po powrocie, obiecuje..:)
Życzę Wam chudości a i za mnie trzymajcie kciuki, bym nie upadła..

Do usłyszenia.:*